Ona pomoże mocniej uwierzyć …

    Wszelkie próby sprowadzania człowieka wyłącznie do poziomu materii zawsze przynosiły wcześniej czy później opłakane i tragiczne konsekwencje. Każdy, komu znana jest historia Europy ostatnich stuleci, ma świadomość ile niewyobrażalnych cierpień ludzkich, niesprawiedliwości, strat materialnych i kulturowych sprowadziła na ten świat choćby tylko rewolucja francuska czy bolszewicka. A przecież obie budowały nowy porządek i raj na ziemi – tyle tylko, że bez Boga i nie dla wszystkich. I dziś nie sposób nie zauważyć narastającej z całą gwałtownością kolejnej fali ataków na Kościół oraz instytucje, organizacje i ludzi pragnących budować swoje życie i relacje społeczne w oparciu o prawo naturalne i Dekalog. Ataki te dokonują się na wszelkie możliwe sposoby; począwszy wyrafinowanych metod ośmieszania, wyszydzania religii katolickiej a nawet bluźnierstw, aż po krwawe zamachy, prześladowania, torturowanie i mordowanie ludzi wierzących. Nie sprzyja to jednak niestety umacnianiu wiary u wielu z nas… Nasza wiara słabnie  nawet wbrew woli nas samych, z tej prostej przyczyny że raczej nikt nie lubi być zaliczanym do strony ośmieszanej, dyskryminowanej i spychanej na margines życia społecznego, nawet jeżeli sam jeszcze nie doświadcza tego w bezpośredni sposób. Daje tu znać o sobie jeszcze jedna z cech ludzkiej natury – o wiele łatwiej jest nam uznać coś, co można z mniejszym lub większym prawdopodobieństwem sprawdzić i doświadczyć, niż przyjąć to co wymaga całkowitego zawierzenia, nawet bez możliwości poznania dostępnymi zmysłami i narzędziami nauki. Wiem, że sprawne „poruszanie się” w tym temacie właściwe jest raczej duchownym i teologom, niemniej jednak nikt z nas nie został zwolniony od myślenia i korzystania z rozumu, w który Stwórca wyposażył na szczęście zdecydowaną większość ludzkiej populacji. Lecz i dla tych, którym mimo wszystko trudniej jest przyjąć do wierzenia to co wydaje się być niesprawdzalne, Opatrzność przewidziała pewne środki pomocy nieco bardziej „materialnej” natury. Jednym z nich jest niewątpliwie pewne zdarzenie, które miało miejsce w sobotni poranek, dnia 9 grudnia 1531 roku na wzgórzu Tepeyac nieopodal ówczesnej stolicy Meksyku. Jeden z niedawno nawróconych na chrześcijaństwo rdzennych mieszkańców „nowego świata” – Indianin o imieniu Juan Diego  zobaczył piękną, młodą Kobietę, która powiedziała  mu w jego ojczystym języku, że jest „...doskonałą i zawsze Dziewicą, Świętą Maryją, Matką Boga prawdy, przez którego wszystko żyje, Pana wszystkich rzeczy, jakie są wokół nas, Pana nieba i ziemi...”, polecając jednocześnie, aby wybudowano Jej w dolinie „mały dom” (kaplicę), w którym „...wysłucha łkania i narzekania wszystkich tych umiłowanych, którzy Ją szukają, Jej ufają i uzdrowi ich ze smutku...” Może ktoś dzisiaj powiedzieć – ot jeszcze jedna z historii wymyślonych kilkaset lat temu przez miejscowe duchowieństwo, aby zachęcić tubylców do przyjęcia chrześcijaństwa. Sprawa wydawała się być wówczas tak nieprawdopodobna, iż sam miejscowy biskup – Juan de Zumarraga nie uwierzył w słowa Indianina.  Kiedy zasmucony Juan Diego udał się na  kolejne spotkanie z Piękną Panią, prosił Ją o jakiś namacalny dowód Jej obecności. Wtedy Ona poleciła mu aby nazrywał różnobarwnych  kwiatów, które pojawiły się na tym miejscu wbrew naturalnemu porządkowi rzeczy, bo był przecież mroźny, grudniowy świt a na tym skalistym wzgórzu rosły zawsze tylko osty, ciernie i kolczaste kaktusy. Gdy podał Jej zerwane kwiaty, Ona własnoręcznie ułożyła z nich bukiet, polecając mu aby zaniósł je biskupowi zawinięte w swoje ponczo (proste, wierzchnie okrycie, płaszcz) wykonane z lichego materiału utkanego z włókien agawy.  Kiedy Juan Diego spełnił to polecenie i rozwinął przed biskupem swój płaszcz, wówczas stała się rzecz niespodziewana – oto na tkaninie w który zawinięte były kwiaty, pojawił się barwny wizerunek Pięknej Pani, którą spotkał wcześniej. Obraz ten istnieje do dziś, przechowywany w najliczniej odwiedzanym sanktuarium maryjnym świata, jest otaczany niezwykłą czcią i znany milionom ludzi na całym świecie jako Wizerunek Matki Bożej z Guadalupe. A bazylikę w której obraz się znajduje, odwiedza rocznie 12 milionów pielgrzymów… Można by powiedzieć – ot, jeszcze jedna z wielu legend, w które można wierzyć, lub nie. Można by – gdyby nie pewne dziwne i niemożliwe do wytłumaczenia właściwości obrazu, których do dziś nie potrafi wyjaśnić współczesna wiedza i technika. Prymitywny materiał utkany z włókien agawy jest stosunkowo nietrwały; nawet przy dobrym obchodzeniu się  z nim wytrzymuje około dwudziestu lat, po czym butwieje i rozpada się.  Ten z obrazem – trzyma się już prawie pół tysiąca lat… Zwłaszcza, że przez te minione setki lat był narażony na niesprzyjające czynniki i przeróżne niebezpieczeństwa, jak dym i światło tysięcy świec, dotykanie różnymi przedmiotami, całowanie przez nieprzeliczone rzesze pielgrzymów, kwas azotowy przypadkowo rozlany na materiał obrazu, powódź, czy nawet wybuch podłożonej bomby, który powyginał metalowy krzyż – nie czyniąc szkody Wizerunkowi... Ale niezwykła trwałość materiału to nie wszystko. Po wnikliwych badaniach okazało się, że   tajemniczy Wizerunek nie został w żaden sposób namalowany, choć w późniejszych latach domalowano do niego niektóre elementy. Lecz sam „autoportret” Niepokalanej nie nosi nawet najmniejszych śladów pędzla, ani nałożenia jakiegokolwiek podkładu czy barwnika. Do dziś nie można wytłumaczyć, w jaki sposób obraz  na prymitywnej tkaninie powstał i dlaczego w ogóle istnieje… Kolejne zagadki pojawiły się z upływem wieków. Gdy w 1929 roku zawodowy fotograf dokonał znacznego powiększenia fragmentów Wizerunku, stwierdził wówczas rzecz niesłychaną: w źrenicach oczu Matki Bożej odbite są sylwetki postaci, wśród których w oparciu o historyczne zapiski i dawne obrazy – rozpoznano osoby które znajdowały się w pomieszczeniu w chwili kiedy Juan Diego rozwinął swój płaszcz! Późniejsze badania Oczu na Wizerunku przy pomocy oftalmoskopu (przyrząd do badania optyki ludzkiego oka) pozwoliły nawet stwierdzić efekt potrójnego odbicia obrazu, dokładnie tak jak dzieje się to w otwartych, żywych oczach. Tyle tylko, że to zjawisko optyczne zostało odkryte i zbadane dopiero setki lat po powstaniu Wizerunku, podczas gdy w tamtych czasach o fotografii i współczesnej optyce nikomu się nawet nie śniło. Co więcej – źrenice oczu Najświętszej Panny z Wizerunku odbijają refleksy świetlne w sposób niemożliwy do stwierdzenia i odtworzenia na jakimkolwiek namalowanym dwuwymiarowym obrazie! Oczy Maryi doskonale oddają te wszystkie cechy, jakie posiada żywe oko ludzkie. Jeden z japońskich optyków badający ten przedziwny fenomen Wizerunku z Guadalupe, zemdlał z wrażenia kiedy spostrzegł że Te Oczy patrzą na niego! Wiele innych, niewytłumaczalnych cech i wiele mówiącej symboliki posiada wizerunek Niepokalanej Dziewicy z Guadalupe. Jedną z nich jest usiany gwiazdami Jej płaszcz, na którym (jak pozwala stwierdzić obecna wiedza astronomiczna) gwiazdy te ułożone są dokładnie tak, jak były ułożone konstelacje gwiezdne na meksykańskim niebie owego pamiętnego poranka 12 grudnia 1531 roku, kiedy Juan Diego rozwijał swój płaszcz przed biskupem Zumarragą... Tyle tylko, że widziane nie z Ziemi, lecz z drugiej strony – jakby „od strony nieba”! Nie wiem, czy te dziwne i niewytłumaczalne cechy Wizerunku z Guadalupe potrafią przekonać sceptyków i oponentów. Ale wiem jedno: gdyby właściwości te nie były ponad wszelką wątpliwość stwierdzone – już dawno zostałyby zdementowane i poddane w wątpliwość, zwłaszcza w czasach dzisiejszych, kiedy istnieją ku temu niespotykane dawniej możliwości zarówno prowadzenia badań naukowych, jak i przekazywania informacji.  A jeżeli nie zostały – nic nie stoi na przeszkodzie aby je uznać i przyjąć. Chociażby po to, aby umocnić swoją własną, kruchą wiarę w prawdziwość zdarzeń w całej Historii Zbawienia. Także tej sceny z pod Krzyża, kiedy Ta, która wytrwała tam do końca, usłyszała  pamiętne Słowa powierzające Jej ludzki rodzaj.  I wiernie je realizuje do dziś. Nie tylko w Meksyku, w Fatimie, Lourdes, La Salette czy innych miejscach, lecz przede wszystkim w życiu i sercach tych wszystkich ludzi, którzy Jej zawierzyli i zaufali Jej orędownictwu. Jakże doskonale czuł i rozumiał to nasz nieodżałowany i niezapomniany Jan Paweł II, pisząc  w liście do biskupa Fatimy z października 1997 roku słowa następujące: „...Nie jest to pierwszy raz, gdy Bóg – czując się odrzuconym i odepchniętym przez człowieka, a szanując zarazem jego wolność – wzbudza w nim uczucie, że oddalił się od Niego, przez co gaśnie światło życia i mrok zapada nad historią. Najpierw jednak przygotowuje mu jakieś schronienie. Stało się tak już na Kalwarii, gdy Bóg Wcielony został ukrzyżowany ludzką ręką i umarł. Co wtedy uczynił? Wezwawszy miłosierdzia Niebios  słowami: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34), zawierzył ludzkość swojej Matce Maryi: Niewiasto, oto syn Twój (J 19,26). Tak więc, ilekroć człowiek  odrzuca Boga i Jego prawdę, Chrystus kieruje oczy ludzkości na Maryję  i Jej zawierza każdego człowieka, aby uchronić go od rozpaczy i samotności...”

Autor: J. Kosiarski