Prawda o katach z PRL-u

[caption id="attachment_40082" align="alignleft" width="384" caption="kadr z filmu o PILECKIM"][/caption] 3 czerwca TVP wyemitowała film o rotmistrzu Witoldzie Pileckim. I dobrze, bo w momencie, gdy jest on odżegnywany od czci, warto przypomnieć kto był katem, zdrajcą, a kto prawdziwym bohaterem w krwawej historii po II wojnie światowej. Nam Polakom często trzeba te prawdy przypominać, a to z tego powodu, że codziennie jesteśmy zalewani kłamstwami, insynuacjami, obelgami rzucanymi na prawdziwych bohaterów. Jakie możemy mieć konkluzje po filmie? Oczywiście każdy z nas inne – takie nasze prawo. Ale chyba musiałbym być ślepy, lub pozbawiony wszelkich podstawowych zdolności poznawczych, by nie zobaczyć w rotmistrzu człowieka pełnego godności i honoru, a także  - nie boję się powiedzieć -  pełnego znamion chrześcijańskiej świętości. Musiałbym być też ślepy, by nie zarejestrować chamstwa, karłowatości, i wręcz demonicznej zawiści świetnie zagranej w rolach urzędników ówczesnego aparatu bezpieczeństwa. Stwierdzenie rotmistrza, który mówi do żony w czasie widzenia, że „Oświęcim, to była igraszka” mówi samo za siebie – jest najlepszą recenzją okrutnych czasów PRL. Cieszę się, że film ten wyemitowano w dniu uniewinnienia I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani – takie niechciane P.s. do wyroku Sądu Apelacyjnego. I cieszę się z jeszcze jednego faktu – być może starsze pokolenie mało wie o niezwykłym rotmistrzu, ale młode - to szkolne - dobrze kojarzy zarówno jego postać, jak i innych bohaterów (gen. Nila, Inki) i to napawa nadzieją, że Polacy mimo wszystko obudzą się z PRL-owskiego snu. 

Czytelnik Ziemi-Limanowskiej