Słowo – to oręż…

O tym, że słowo napisane czy wypowiedziane może mieć siłę rażenia i działania zbrojnego oręża – wie każdy, kto nie ma próżni między uszami zamiast mózgu. I jak każda broń, może być użyte w dobrej lub złej sprawie. Wielu z nas ma świadomość, jak ogromnych spustoszeń w ostatnich latach dokonały w świadomości naszego społeczeństwa słowa złe, kłamliwe i pełne nienawiści, zwłaszcza, jeżeli towarzyszy im obraz emitowany z ekranów środków masowej komunikacji. Ale są i słowa dobre, które zawsze rodziły, jeśli nawet nie natychmiastową zmianę sytuacji na lepsze, to przynajmniej budziły w sercach nadzieję… Nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone, że będzie lepiej. Zwłaszcza, jeśli u źródła tych dobrych słów znalazł się wybitny talent pisarski lub poetycki. Tak było zawsze, ilekroć Naród nasz, zagrożony utratą najwyższych wartości takich jak niepodległość czy wiara ojców, miał możliwość ze słów tych czerpać siłę i wytrwałość. Jeden Bóg chyba tylko tak naprawdę wie, jak doniosłą rolę w życiu poprzednich pokoleń odegrały słowa z kart choćby tylko sienkiewiczowskiej „Trylogii”, czy „Quo vadis”… Oto w tych dniach mija kolejna rocznica niezapomnianych, choć bolesnych wydarzeń, jakie rozegrały się w majowe dni 1944-go roku na obcej, włoskiej ziemi, w koszmarnym czasie ostatniej wojny światowej, na skalistych stokach gór wznoszących się nad miasteczkiem Cassino. Wydarzeń, które rozsławiły chwałę polskiego żołnierza w jego niespełnionej i nigdy niedokończonej drodze do wolnej Ojczyzny… Ale niezbadanym wyrokiem Opatrzności jest to także rocznica, gdy na wieczną wartę odszedł jeden z naszych, choć dziś zbyt zapomnianych bohaterów narodowych – dowódca tych żołnierzy, generał Władysław Anders, zmarły dokładnie w 26-ą rocznicę rozpoczęcia przez polskich żołnierzy II-go Korpusu krwawego natarcia na Monte Cassino. Który – tak jak tego za życia pragnął, spoczął wśród swoich podkomendnych na polskim cmentarzu nieopodal opactwa benedyktynów, odbudowanego z ruin po alianckim bombardowaniu… Niechże, zatem dziś słowa (dobre słowa) poety – żołnierza, Feliksa Konarskiego, autora niezapomnianych „Czerwonych maków…”, napisane w Chicago – 13-go maja 1970 roku na wieść o śmierci Generała, pozwolą nam, choć trochę ożywić naszą nadzieję i wiarę, że Polska to zawsze i wciąż święta sprawa, nawet, jeżeli znalazła się znów w podobnej z wielu względów sytuacji…

Generał Władysław Anders

Feliks Konarski (Ref-Ren) – Na śmierć Generała Andersa

Matko, któraś w posiołkach i łagrach Workuty Była łachmanem ludzkim z godności wyzutym, Niewolnicą skazaną w skwarnym Kazachstanie Nie na śmierć, lecz na długie, powolne konanie, Gdy cię wszy obłaziły i cynga cię żarła… Ty, któraś miała umrzeć – aleś nie umarła, Westchnij dzisiaj za Tego, co cię z tej niewoli Wywiódł wtedy i Siebie przeżyć ci pozwolił…!   Sieroto, strzępie ludzki, mała kreaturko, Szkieleciku, pokryty przeźroczystą skórką, Skazany na zagładę w syberyjskiej kniei, Mrący z głodu i z zimna, bez cienia nadziei Na przeżycie… Zmów pacierz za Tego, co wtedy Ciebie, gdyś był półmartwy, wyciągnął z tej biedy I przywrócił do życia… Dziś Jemu potrzeba Twej modlitwy, by drogę ułatwić. Do nieba.   Żołnierzu, zagubiony w azjatyckiej zimie, W odludnych tajgach Komi, w tundrach na Kołymie, Zniewolony, zaszczuty, ze złudzeń obdarty… Wyniszczony szkorbutem, próchnicą przeżarty… Pomódl się dziś za Tego, który dłońmi swemi Wyprowadził cię wtedy z tej nieludzkiej ziemi Poniżenia i brudu, hańby i zgnilizny, Byś mógł stanąć na nowo w służbie dla Ojczyzny…!   Polaku, w którejkolwiek znajdujesz się stronie, W Kraju, czy poza Krajem – jeśli w tobie płonie Umiłowanie tego, co wolnością zwie się I haseł, które żołnierz na sztandarach niesie: Bóg, Honor i Ojczyzna – pomyśl, że dziś zgasło Serce do końca wierne tym żołnierskim hasłom… Pomnij to i schyl głowę, i westchnij! O Panie, Daj Mu u Siebie wolność i odpoczywanie.

Józef  Kosiarski