Była kiedyś taka Polska…

Chyba wielu z nas chowa gdzieś na dnie serca swoje najskrytsze pragnienia i  tęsknoty… Tęsknoty za dobrem, którego być może nawet nigdy w życiu nie doświadczyliśmy, ale w głębi serca przeczuwamy, że ono jednak istniało i mogłoby powrócić aby na nowo stać się realne… Tęsknoty za wartościami, które z nie zawsze od nas zależnych przyczyn uleciały lub ulatują w niebyt, stają się coraz mniej osiągalne… Tęsknoty za taką naszą ziemską Ojczyzną, w której ludzie wierzący nie będą z iście szatańską zaciekłością wyzywani od „moherów”, określani „ciemnogrodem”, dyskryminowani za upominanie się o należne im równe prawo do obecności w środkach masowego przekazu, a uczucia i symbole religijne i patriotyczne nie będą w chamski, bezczelny i bezkarny sposób  ośmieszane, wyszydzane, profanowane… Tęsknoty za Niepodległą, która byłaby rządzona przez ludzi prawych i szlachetnych,  bezpieczną w swoich granicach których strzeże ofiarny i gotowy do poświęceń obrońca, świadomy sprawy której służy.  Bo była kiedyś taka Polska… Dla wielu z tych którzy przeżyli i widzieli w życiu już niejedno, taką była i pozostaje II Rzeczpospolita… Odrodzona po długiej nocy zaborów, by już po dwóch latach niepodległego bytu skutecznie stawić czoła bolszewickiej nawałnicy, ocalając na długi czas Europę przed utratą jej tożsamości. Była i pozostaje cudem dla wielu z nas, nawet jeżeli nie dane nam było żyć w tamtych czasach… Zastanawiałem się, jakim utworem wybranym z pięknych kart naszej ojczystej (choć niestety coraz mniej znanej) literatury podzielić się w ten doniosły czas Świąt Bożego Narodzenia z Tymi, którzy zechcą te słowa przeczytać, a nawiązującym jednocześnie do uczuć i pragnień obecnych w niejednym polskim sercu. I wybrałem wiersz napisany dawno temu przez Janusza Minkiewicza, noszący tytuł „Kolęda ułańska”. Wiersz, w którym historia splata się  z tradycją, a prosta lecz szczera wiara tych co odeszli – z bolesnymi wspomnieniami z dziejów naszego Narodu. Bo oto nieodparcie nasuwa się refleksja, że na naszych oczach odchodzi zda się bezpowrotnie ten czas, kiedy trzy nierozerwalne słowa „Bóg, Honor i Ojczyzna” trwały u podstaw naszego bytu państwowego i narodowej tożsamości. Słowa, które – gdzie jak gdzie – ale w tym kraju nad Wisłą istnieć bez siebie nie mogą, a próba usunięcia któregokolwiek z nich zawsze przynosiła opłakane i tragiczne skutki. Wielu z nas jeszcze dobrze pamięta, kiedy w rządzonej przez komunistów Ojczyźnie w wyrafinowany i perfidny  sposób starano się usunąć Pierwsze z tych Słów. Z życia publicznego, urzędów, sal lekcyjnych sztandarów, pomników...  Lecz jak dziś można mówić o sprawiedliwej Ojczyźnie i równości wobec prawa wszystkich Jej obywateli, kiedy pod tym względem dzieje się jeszcze gorzej. Gdy zamachowiec dokonujący profanacji naszej narodowej świętości jaką jest dla milionów Rodaków w kraju i poza jego granicami Obraz Tej co Jasnej broni Częstochowy – znajduje jawne poparcie nawet wśród niektórych posłów Sejmu Rzeczpospolitej… A my wykazujemy jakąś dziwną tolerancję, jakby nic się nie stało, jakby nagle przestało nam całkowicie zależeć na tym, co było święte dla tylu pokoleń przed nami! Kiedy usiłuje się wszelkimi sposobami usankcjonować prawem państwowym zabijanie naszych najmłodszych obywateli – jeszcze zanim zdążyli się narodzić… Kiedy to, co nigdy nie było, nie jest i nie będzie zgodne z naturą – ma być dozwolone prawem tylko dlatego, że wrzaskliwie domaga się tego nieliczny margines społeczeństwa… A my milczymy, jakby nie dotyczyło to ani nas, ani przyszłych pokoleń… I oto nie trzeba było długo czekać, gdy zaczęło znikać z życia społeczeństwa Drugie Słowo. Niemal codziennie ze szpalt gazet czy ekranów telewizyjnych dowiadujemy się o sprawach które z honorem nie mają nic wspólnego. Widzimy ludzi, dla których honor stał się pojęciem obcym, zupełnie nieznanym… Oswajamy się powoli z niebezpiecznym zjawiskiem, gdy głęboka patologia życia społecznego i politycznego staje się normą, a słowa, obyczaje i   postępki których jeszcze nie tak dawno należało się wstydzić – dzisiaj uchodzą za przejaw postępu i politycznej poprawności, zaś ich autorzy pretendują do miana niepodważalnych autorytetów. Jak mogą powoływać się na honor ludzie, którzy upominanie się o prawdę uważają za „mowę nienawiści”, a sami wobec oponentów używają oszczerstw, szyderstw, obelg i określeń, które nie ukrywaną nienawiścią są aż przepełnione… Jak mogą powoływać się na honor ci, którzy czynnie wszelkimi sposobami przez całe dziesiątki lat wspierali i nawet siłą sankcjonowali utratę niepodległości naszego kraju i jego zależność od obcego mocarstwa, a dziś są za to nagradzani wysokimi emeryturami, brylują w publicznej telewizji i są przedstawiani jako obrońcy i rzecznicy spraw narodowych… Czyżby  teraz miała przyjść kolej na zniknięcie Trzeciego ze Słów, które istnieć bez siebie nie mogą – Ojczyznę ?  Niestety, wiele, zbyt wiele  wskazuje na to, że tak właśnie się dzieje.             K o l ę d a      u ł a ń s k a „Szwadron1 stój!” Rotmistrz2  w górę podniósł rękę, Zobaczyli na polanie stajenkę. Prostą szopę, całą śniegiem otuloną. Ale blaskiem gorejącym rozjarzoną. „Do modlitwy!” Już komenda pada. Wybiegł Józef, palce do ust przykłada... Już, już mieli kolędę zawrzasnąć, - Cyt, chłopaki - dopieruchno zasnął. Od ust trąbki odjęli trębacze Bo się zbudzi Dzieciątko i rozpłacze Tylko Jasio się z szeregu odzywa: - Gruchnąć by Mu z karabinów na wiwat!… Lecz pan wachmistrz3 brew zmarszczył – Ja ci gruchnę! Kogo straszyć chcesz – Najświętszą Matuchnę? Więc się tylko każdy w siodle wyprostował, A pan rotmistrz Stajenkę salutował ... Potem w ciszy, pluton za plutonem, „W prawo patrz!”, Jezuskowi  - z fasonem, Przejechali, w noc, kędy im droga, Koń nie parsknął, nie zadźwięczała ostroga. Obudziło się Dziecię, zapytało: - Wojsko piękne tu Matuś, jechało? - Śniłeś, Synku. Ci chłopcy i te konie, Są już w Twoim niebieskim garnizonie. Już niewielu się po ziemi kołacze. - Jakże to tak? – pyta Jezus i płacze. - Ach, w Katyniu głowa tego rotmistrza W krwawym piachu oczodoły wytrzeszcza. - A porucznik ten młody smagłolicy, Przez Gestapo zamęczony w piwnicy. - A ci zgrabni dwaj podchorążowie, Na powstańczym legli Mokotowie. - A ten wachmistrz – także już umarły, W tajdze tyfusowe wszy go zżarły. - A Jasio, co Ci chciał narobić huku, Na minie wyleciał w Tobruku. Rozpłakało się Dzieciątko na serio Z żalu za tą polską kawalerią, Co po waszej pasterze kolędzie, Gdy takiego wojska już nie będzie...   szwadron – oddział kawalerii konnej, odpowiednik kompanii piechoty rotmistrz – stopień oficerski w kawalerii, odpowiednik kapitana 3 wachmistrz – stopień podoficerski w kawalerii, odpowiednik sierżanta  (przyp. JK)  

Autor: J. Kosiarski