„Posługa kapłana w stanie wojennym”- wywiad z ks. Kanonikiem Stanisławem Wojcieszakiem

R: Księże Kanoniku gdzie i w jakich okolicznościach zastał Księdza pamiętny 13 grudnia  1981 r.? Ks. St.:  Stan wojenny zastał mnie w Dębicy. Byłem tam wówczas wikariuszem w parafii pw. Św. Jadwigi Śląskiej. Parafia liczyła wtedy 21 tys. wiernych, a miasto było prężnym ośrodkiem przemysłowym (Stomil, Wytwórnia Urządzeń Chłodniczych, Zakłady Farb i Lakierów, Igloopol i inne). Do licznych zakładów przybywało wielu młodych ludzi i młodych małżeństw. W tamtejszej parafii posługę duszpasterską pełnił proboszcz, pięciu wikariuszy oraz ksiądz rezydent. Ponieważ budynek kościoła był za mały dla potrzeb tak wielkiej wspólnoty, w niedzielę było aż 11 Mszy św., które przed południem były odprawiane co godzinę. Było poza tym bardzo dużo katechizacji oraz pracy w różnych grupach duszpasterskich. Wśród wiernych tej parafii bardzo żywy był ruch „Solidarności”. W owym feralnym roku zaplanowano już w szczegółach różnorakie prace i świąteczne zajęcia, aż tu nagle….. R: Co Ksiądz pamięta z tego grudniowego poranka? Ks. St.: Poranek 13 grudnia tamtego roku był słoneczny i mroźny. Była to trzecia niedziela Adwentu, która w liturgii nazywa się „Gaudete” – a więc radosną. Radosną ona jednak nie była. Zanim rozpoczęliśmy o godz. 6.00 rano posługę duszpasterską w świątyni, na plebanię przybiegły kobiety – matki z płaczem, bo pod osłoną nocy zomowcy załomotali do drzwi i zabrali ich mężów, bądź synów i wywieźli w nieznane. Internowano wtedy w kraju ponad 5 tys. osób, głównie działaczy „Solidarności”. Wspomniane ZOMO w latach 80-tych używane było do brutalnego rozpraszania ludzi strajkujących. Choć wspomniałem, że była to w liturgii niedziela radości z obowiązującym kolorem różowym, to w naszej Ojczyźnie miała ona kolor czarny. Od rana mógł być widziany w telewizji tylko jeden obraz „generała W.J.” w okularach powtarzającego do znudzenia te same słowa o wprowadzeniu stanu wojennego, niby w imię wyższej konieczności i zagrożenia kraju. Niektórzy naiwni w to wierzyli. R: Jak Ksiądz ocenia, chociażby z perspektywy czasu, decyzję „generała” o wprowadzeniu stanu wojennego? Ks. St.: Stan wojenny, czyli wypowiedzenie przez rządzących wówczas wojny narodowi, był starannie przygotowany. 23.10.1981 r. Rada Ministrów powołała wojskowe terenowe grupy operacyjne niby dla usprawnienia administracji, a w rzeczywistości dla rozprawiania się z ludźmi. Sam miałem okazję przekonać się o tym, gdy późną jesienią tegoż roku jechałem pociągiem z Krakowa do Dębicy i pewien parafianin, który też wracał ze mną opowiadał mi, jak to uczono ich „rozprawiać się” z opornymi. 12 grudnia po południu powołano Wojskową Radę Ocalenia Narodowego (WRON)  z generałem W.J. na czele. Nic więc dziwnego ,że 13 grudnia przeciw zaskoczonym działaczom „Solidarności” wysłano 70 tys. żołnierzy i 30 tys. funkcjonariuszy MO oraz czołgi i wozy opancerzone. Zawieszono jednocześnie działalność związków zawodowych „Solidarności” i innych organizacji, wydano zakaz strajków, ograniczono swobodę poruszania się , wprowadzono godzinę policyjną (od 20.00 – do 6.00), cenzurę przesyłek pocztowych oraz blokadę łączności telefonicznej, zmilitaryzowano niektóre zakłady oraz komunikację, zawieszono zajęcia szkolne, wstrzymano wydawanie prasy, za wyjątkiem „Trybuny Ludu” i „Żołnierza Wolności”. R: Z pewnością ogromnym wsparciem dla was była świadomość tego, że z całą Polską solidaryzuje się Jan Paweł II. Ks. St.: Oczywiście, że tak. On dodawał nam wszystkim, a szczególnie myślę, że nam kapłanom ogromnej wiary i nadziei. Należy jednak zauważyć, jak bardzo boleśnie przeżywał on te wszystkie wydarzenia. Gdy dowiedział się, że w Polsce wprowadzono stan wojenny, podczas modlitwy „Anioł Pański” prosił wszystkich o modlitwę za swoją Ojczyznę. Mówił o tym, że nie może być przelewana polska krew, a na koniec zawierzył nasz kraj Matce Najświętszej. Potem rozpoczął cotygodniową modlitwę za Ojczyznę do Matki Bożej Jasnogórskiej. Na wzór tej modlitwy w naszej diecezji modliliśmy się za Ojczyznę po każdej Mszy św. W tym też czasie Prymas Józef Glemp wzywał do spokoju, aby zapobiec rozlewowi krwi. Gdy nadszedł wieczór wigilijny 1981 r., ojciec św. w oknie papieskiego mieszkania zapalił świecę, jako symbol solidarności z cierpiącą Ojczyzną. Zapaliła ta watykańska i papieska świeca inne świece na całym świece, jako symbol jedności z nami. R: Pracując w dębickiej parafii był Ksiądz jednocześnie jednym z pierwszym kapelanów, o ile nie pierwszym, w więzieniu na terenie naszej diecezji. Czy mógł Ksiądz kontynuować swoją pracę w tych dniach w tamtejszym więzieniu? Ks. St.: To prawda, byłem jednocześnie kapelanem w dębickim więzieniu. Owego poranka, mimo niepewności co będzie, postanowiłem udać się na służbę, by odprawić więźniom dwie Msze św. w bloku o rygorze złagodzonym, a potem w budynku o rygorze zaostrzonym. Chciałem zadzwonić do kierowcy, który podwoził mnie co tydzień do tego Zakładu Karnego, ale nie było żadnego sygnału. Spakowałem więc paramenty liturgiczne do walizki, pożegnałem się ze współbraćmi księżmi i wyruszyłem w drogę. Aż dziw, że na ulicach nie było ani jednego samochodu. Gdy zadzwoniłem do więziennej bramy, poprosili mnie najpierw funkcjonariusze do siebie i opowiedzieli, jak nagle pozabierano ich z domów w nocy. Byli przestraszeni, bo nie wiedzieli co z nimi będzie. Oni przecież mieli rodziny i dzieci. Potem udałem się do więźniów. Oni także byli przestraszeni. Doświadczyłem wtedy niezwykłego uczucia. Byłem tam wtedy chyba jedyną osobą, która dzięki wierze w Boga, wniosła funkcjonariuszom więzienia i skazanym odrobinę otuchy i nadziei. R: Jak w czasie trwania stanu wyglądała praca duszpasterska księży w parafii? Ks. St.: W tym czasie ludzie bardzo się rozmodlili, bo dla niektórych „jak trwoga, to do Boga”. Mimo godziny milicyjnej coraz więcej ludzi przychodziło na Roraty, mimo, że mogli być za to skazani. W trosce o kapłanów, przychodzili niektórzy ukradkiem i informowali, że księża są inwigilowani, a każde kazanie nagrywane przez Ubeków. Niezwykłe było wówczas przygotowanie duchowe do świąt Bożego Narodzenia. Kościół pękał w szwach od spowiadających się. Pewnego razu do przepełnionego po brzegi kościoła św. Jadwigi, podczas Rorat weszło trzech młodych mężczyzn w wojskowych mundurach z bronią. Parafianie przerazili się, co to się będzie działo? A oni przyklękli, potem poprosili o książeczkę, przygotowali się i tak przystąpili do kratek konfesjonału. Opowiem też inne zdarzenie. Miałem zwyczaj wieczorem czasem wychodzić na spacer. Podczas stanu wojennego, podczas tych przechadzek spotykałem pełniących służbę żołnierzy. Pytali mnie, czy się ich nie boję. Odpowiadałem, że nie. A po krótkiej rozmowie rozdzielali się i prosili o spowiedź, bo nie wiedzieli, czy Boże Narodzenie spędzą tu na służbie, czy gdzieś daleko, poza rodzinnym domem. Pamiętam też, że na tamte święta otrzymałem kilka kartek z życzeniami. Jedna miała pieczęć „Wolne od cenzury”, choć i tak życzenia można było przeczytać, bo były bez koperty. Koperty natomiast rozcinano, sprawdzano i pieczętowano: „Ocenzurowano”. Wspominam też następującą sprawę. Otóż na granicy miasta Dębicy były rogatki i szlaban, żeby nie można było opuścić miejsca pobytu bez specjalnego zezwolenia. Po świętach bardzo chciałem odwiedzić dom rodzinny w Słopnicach. Musiałem więc udać się do Urzędu Miejskiego w Dębicy po owo zezwolenie, a następnie po przyjeździe do domu dokument ten musiał być podbity w Urzędzie Gminy w Tymbarku. R: Był ksiądz Kanonik katechetą szkół średnich. Proszę powiedzieć jak w tych dniach wyglądała praca z młodzieżą? Ks. St.: Oczywiście nie zaprzestaliśmy spotkań z młodzieżą. Zresztą po dzień dzisiejszy noszę przekonanie, że dla naszych uczniów, jako katecheci, byliśmy swoistą ostoją. Oni przychodzili do sal katechetycznych z wielką radością, i mam przekonanie, że z nie mniejszą nadzieją w sercach opuszczali Dom Katechetyczny. Ponieważ odwołano w tych dniach zajęcia szkolne młodzież martwiła się, czy ukończy technikum, czy w ogóle będzie matura. To właśnie z nami dzielili się tymi troskami. Tak to wszystko wówczas wyglądało. Niech te moje osobiste wspomnienia będą dla ludzi młodych pouczeniem o przeżytej historii, a dla starszych niech będą mobilizacją do przemyśleń, bo „Historia jest nauczycielką życia”. Niech to będzie także mobilizacja do refleksji nad tym, co dzieje się w naszej Ojczyźnie dzisiaj. Chcę jeszcze na koniec dodać, że cały czas, gdy wspominam tamte dni, w głowie snują się słowa i melodia niezwykłej pieśni napisanej przez michaelitę – ks. Konrada Dąbrowskiego: „Ojczyzno ma tyle razy we krwi skąpana/ Ach jak wielka dziś Twoja rana!/ Tyle razy pragnęłaś wolności. Tyle razy dławił ją kat/ Ale zawsze czynił to obcy/ A dziś brata zabija brat.” Wszystkim czytającym te słowa życzę wielu Bożych łask na zbliżające się święta Bożego Narodzenia – Szczęść Boże. R: Dziękuję za rozmowę.