Listopadowe refleksje…

„Od powietrza, głodu, ognia i wojny – zachowaj nas Panie” – śpiewamy w Suplikacjach… Jednak chyba nie zawsze do końca uświadamiamy sobie wtedy, jak bardzo Boża Opatrzność jest dla nas cierpliwa i łaskawa w  wysłuchiwaniu tej prośby w czasach w których przyszło nam żyć...
Bo oto już od prawie stu lat naszego kontynentu  nie nawiedziło „powietrze”, czyli epidemia zaraźliwej choroby. Ostatnia pandemia grypy zwanej „hiszpanką” miała miejsce w latach 1918 – 1919 i jak się przypuszcza – zachorowało na nią wówczas 1/3 mieszkańców ziemi, przy czym śmierć zabrała od 50 do 100 milionów ludzi. Dziś „powtórka” czegoś takiego w skali choćby tylko naszego kraju i przy obecnym stanie służby zdrowia – przetrzebiłaby nas w sposób niewyobrażalny…
Głód?… Dziś wielu, zwłaszcza młodym, kojarzy się raczej z „głodem” narkotykowym, bo zdecydowana większość z nas uczucia prawdziwego głodu spowodowanego długotrwałym brakiem pożywienia po prostu nie zna. I  trudno nawet określić ile zmarnowanej żywności, walającej się po śmietnikach, przypada na statystycznego Polaka…
Ogień?... Czas względnego pokoju i niemal całkowity zanik budownictwa drewnianego, połączony ze stosowaniem odpowiednich zabezpieczeń także i  to zagrożenie odsunął od współczesnego pokolenia. I obecnie nie zagraża nam raczej klęska pożaru, pustoszącego w dawnych latach całe wsie i  miasta, gdy tysiące ludzi zostawały bez dachu nad głową i dorobku całego życia...
A wojna?... Znamy ją głównie z telewizyjnych przekazów – jako wydarzenia dziejące się gdzieś z dala od nas, w odległych zakątkach globu, a jej tragiczne skutki w postaci cierpień czy  utraty życia nie tylko żołnierzy walczących stron, ale i  ludności cywilnej – jakoś mniej docierają do świadomości współczesnego pokolenia w czasach gdy okropności wojny toczącej się w naszym kraju pamiętają już tylko najstarsi. Czasem tylko niespodziewanym echem powracają one w postaci wydarzeń przypominających, jak kruche jest ludzkie życie w czasie w którym jak mówi łacińskie powiedzenie: „ inter arma – silent Musae”…
W ostatniej dekadzie października, z inicjatywy Fundacji „Pamięć” podjęte zostały przez pracowników Firmy Varmex Sp. z o.o. z Katowic prace ekshumacyjne szczątków żołnierzy niemieckich, poległych i pochowanych w lesie „Cisowiec”, na wschodnim zboczu  Góry Kamionna, zwanej też Górą Pasierbiecką. Ponad 67 lat  czekali na przeniesienie ich w bardziej godne miejsce, należne zawsze ludzkim szczątkom, niezależnie od tego kim byli za życia…
Był mroźny styczeń 1945 roku, kiedy ostatnie grupy wojsk niemieckich wycofywały się na zachód przed nacierającą od wschodu armią sowiecką. Ze wspomnień  uzyskanych od niedawno zmarłych lub żyjących jeszcze świadków tamtych dni można w przybliżeniu ustalić przebieg tamtych wydarzeń… Wycofujący się oddział  Niemców w liczbie około 30 ludzi natknął się na kilkuosobowy zwiad sowiecki. Przewaga liczebna pozwoliła na szybkie zlikwidowanie zwiadowców, po czym żołnierze niemieccy zatrzymali się w niewielkim osiedlu kilku zagród położonych wysoko na zboczu góry. Jednakże jeden z Rosjan przeżył, wrócił  do swoich i zawiadomił o grupie wycofujących się Niemców. Przebywający w zabudowaniach żołnierze niemieccy zostali otoczeni i polegli w starciu z przeważającymi siłami rosyjskimi, zwłaszcza że Rosjanie dysponowali działem, podciągniętym w pobliże miejsca przebywania Niemców. Spłonęła przy tym część zabudowań wśród których mieściła się między innymi obora z bydłem.  Wobec rozbieżnych wersji wspomnień trudno dziś ustalić jednoznacznie, czy w walce polegli wszyscy żołnierze niemieccy, czy też niektórym z nich udało się wydostać z okrążenia. Upływ czasu zatarł z pewnością wyrazistość wspomnień, skoro jedna z osób pamiętających to zdarzenie twierdziła, że poległych było dwudziestu siedmiu, inna zaś – że tylko osiemnastu. Prawdopodobne jest zatem, że część niemieckiego oddziału wydostała się wtedy z zasadzki. Podobno jeden z Niemców dobrze mówił po polsku, ponieważ (jak sam mówił) pochodził z  należących wówczas do Niemiec terenów przygranicznych,  przylegających do ówczesnego powiatu wieluńskiego.
Zwłoki poległych zostały ograbione z wartościowych przedmiotów już przez samych zwycięzców, a następnie  ogołocone z odzieży przez miejscową ludność, ponieważ wobec panującej powszechnie biedy – nawet niemiecka odzież wojskowa była wyjątkowo cenna. Jak wspomina jeden ze świadków, niemal nagie i zamarznięte ciała  zostały przeniesione na noszach wykonanych z drabin i pogrzebane na skraju lasu w dwóch lub trzech dołach po wydobywanym tutaj dawniej kamieniu budowlanym.
Pamięć o poległych i pochowanych  żołnierzach niemieckich jednak przetrwała, a potrzeba wykonania ekshumacji była zgłaszana odpowiednim instytucjom i urzędom (również przez administrację Gminy Limanowa). Ostatnie prace poszukiwawcze, pozwalające na dokładniejszą lokalizację miejsc pochówku prowadziło Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznych – 1. Pułk Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej.
Dzięki przeprowadzonym pracom ekshumacyjnym, doczesne  szczątki żołnierzy niemieckich znajdą godne miejsce pochówku na założonym w tym celu niemieckim cmentarzu wojennym w Siemianowicach Śląskich, wśród swoich towarzyszy broni.  I nie jest w tej chwili ważne i istotne że byli to żołnierze armii okupanta niemieckiego… Istotne jest, że ich szczątkom należy się taki sam szacunek, jak każdym szczątkom ludzkim.  Szacunek wynikający wprost z naszego własnego człowieczeństwa i obecny od tysięcy lat we wszystkich cywilizacjach zamieszkujących tę ziemię.
I nie sposób – zwłaszcza  w te listopadowe dni  które  nasza chrześcijańska kultura w szczególny sposób poświęca tym co odeszli już do wieczności – nie spojrzeć ze wzruszeniem na te kości wydobyte po latach z ziemi, z myślą że przecież po nas wszystkich nic doczesnego więcej kiedyś nie pozostanie…

Autor: Józef Kosiarski

Rozpoczęcie prac ekshumacyjnych  przez pracowników Firmy Varmex
Pierwsza z czaszek wydobyta z dotychczasowego miejsca pochówku