Szału nie ma, czyli złośliwy komentarz powyborczy.

      No i po wyborach. Wiadomości są i dobre i złe. Zacznijmy od dobrych. Zjednoczeni Lewi zwiększyli o 100% procent liczbę członków w Europarlamencie. Po prawdzie to wzrost dotyczył obecności członków jednego związku nazywanego po nowoczesnemu „partnerskim”, no ale jak się tu nie cieszyć, że biznes, no może trudno go nazywać „rodzinnym”, się fajnie kręci. Radość rośnie, bo  z list lewicowych udało się wysłać do Brukseli jeszcze taką znaną wiceminister  dwojga nazwisk (jedno jakieś niepolskie), co to przeszkadzała w nabożeństwie, ale jak orzekł niezawisły sąd, zupełnie niezłośliwie. Owa pani całkiem szczerze ostatnio wyznała, że nie wie co to „dyrektywa budynkowa”, zatem należy się cieszyć, bo dostała szansę, by w Brukseli, tę tak trudną dla niej kwestię zgłębić. Ponoć na naukę nigdy nie jest za późno…  Jednak w kontekście Zjednoczonych Lewych najlepsze wiadomości są takie, że prócz tej trójki nikt już z tej formacji nie będzie się po brukselskich korytarzach włóczył. Szczególnie miło na duszy, jak się patrzy na żałosny wynik znanego prawnika, o twarzy podstarzałego cherubina, brylującego w różnych telewizjach, a ostatnio rzuconego na front polityki zagranicznej.

     Dobrą wiadomością jest także ta, iż ugrupowanie wmawiające Polakom, dotąd całkiem skutecznie, że jest alternatywą dla dwóch zwalczających się kosztem Polski partii, zostało potraktowane tak, jak na to od początku zasługuje i zgodnie ze swoją nazwą wyśle do Brukseli też trzech swoich przedstawicieli. Tu radość bierze się z tego, że Polacy odpowiednio ocenili kabaretowe występy jednego z liderów i dbałość o bezpieczeństwo swoje i innych, zwłaszcza swoje, drugiego. Radość mąci trochę fakt, iż duża część rozczarowanych po raz kolejny uwierzyła w magię obecnego premiera i jego akolitów. No ale wiktymologia umie tłumaczyć takie przypadki. O tym w dalszej części tekstu. Przy okazji teraz rzeczywiście przyda się ów polecany przez pół-marszałka popcorn, bowiem spektakl będzie przedni. Otóż obejrzymy modelowe zjadanie swojej trzeciorzędnej przystawki, przez Najważniejszą Wspólnotę Obywatelską (NWO). Mało zjadanie, raczej pastwienie się nad ową przystawką , która już wiele zrobić nie może. No bo uciec się nie da, bo do kogo? Przecież nie do Zjednoczonych Prawych, a nawet jeśli,  to taka koalicja obecnego rządu  nie obali. Z kolei myślenie, że może by zrobić jakieś przedterminowe wybory, to już w ogóle odlot. Bo po takich wyborach mogłoby się okazać, że Trzeciorzędni na Sejm co najwyżej będą mogli popatrzeć zza barierek, które ponoć za sprawą wspomnianego pół-marszałka miały być usunięte. Cóż więc Trzeciorzędnym  pozostaje? Ano trwać w koalicji i cieszyć się każdym miesięcznym wynagrodzeniem...  Ale komentując ich wynik, widać jeszcze taki bonusik:  już nie będzie nas „reprezentować” w  Brukseli taka jedna pani  też dwojga (?) nazwisk, tyle że obu niepolskich, która przytuliła się do Trzeciorzędnych, pogoniona przez  Najważniejszą Wspólnotę Obywatelską. Ech miłym dla ucha jest jej pokwikiwanie.

      Jeśli chodzi o Zjednoczonych Prawych, którzy przez osiem lat trzęśli polską sceną polityczną, to radości mniej, chyba że byłaby to Schadenfreude. Widać bowiem wyraźnie, że kilkuletnie szaleństwa zapoczątkowane „piątką dla zwierząt”, a zakończone zrażeniem do siebie wielu grup prawicowego elektoratu i oddaniem za bezdurno władzy, zaczynają przynosić smutny efekt. Taki, że nawet w budynku położonym na jednej z warszawskich ulic,  poświęconej pewnemu miastu w Rosji, chyba już otoczenie „Naczelnika” ten efekt widzi. Trudno żeby nie, bo upadek jest bolesny. Tu już nie chodzi o te marne 0,9% straty do Najważniejszej Wspólnoty Obywatelskiej, ale chodzi o to, że do brukselskiej Arkadii nie dostali się jej stali bywalcy. Tacy zasłużeni, jako rzymscy emeriti,  dla których to nagle godnych posad zabrakło. A przecież Pałac Pana Prezydenta z gumy nie jest. Zatem boli i boleć będzie, a złośliwa satysfakcja bierze się z tego, że można było mówić i pisać, aby Zjednoczeni Prawi powrócili do korzeni i do tego, co przeszło osiem lat temu przyniosło im tak duże poparcie. Niestety arogancja i zwykły stupor umysłowy doprowadził do tego, co mamy w chwili obecnej. Coraz większego zjazdu w dół z jednoczesnym zaklinaniem rzeczywistości, że już za niedługo dojdzie do „odbicia się od dna”. Póki co schodzenie w dół trwa, a do dna pozostało jeszcze daleko. I tu Schadenfreude już się kończy. Albowiem za niecałe półtora roku będą kolejne wybory, które mogą domknąć obecny system, a efektem tego będzie przyśpieszona destrukcja naszego państwa. A dziś niestety nie widać, aby pojawił się na scenie ktoś, kto połączy elektorat nie godzący się na niszczenie Polski przez „Uśmiechniętą koalicję z NWO na czele”. Jeśli Zjednoczeni Prawi myślą, że tasowanie tej samej talii zgranych kart, z asem pik w postaci byłego premiera co to podpisywał, co mu dali, bo „wierzył w uczciwość” , przyniesie efekt, to niestety lepiej, aby już na tym dnie pozostali.

       Tym bardziej, że Najważniejsza Wspólnota Obywatelska jest na fali wznoszącej się. Owszem, dziś już tylko napędza ją konsumpcja elektoratu swoich przystawek, ale to ciągle wystarcza na to, aby dalej w imię euro-szaleństw i wdzięczności dla Senior Partnera (Donald remember, when we see each other again, we will see you, as you said, as Prime Minister),  psuć Polskę. Niestety jest taka część Polaków, którzy mają tak mocno wdrukowany czarno-biały obraz świata, że żadne racjonalne argumenty do nich nie dotrą. Dalej ze strachu, aby ci drudzy nie rządzili, zagłosują na jakichkolwiek szkodników, których im się wpisze na listę. Podejrzewam, że niektórzy z rozpędu zagłosowaliby nawet na małpę, albo i kozę, gdyby je umieścić na uwielbianej liście. No a tych szkodników z NWO faktycznie wybrano sporo. Wyliczanka trwałaby długo, ale by się nie rozpisywać, wspomnę tylko jednym, specjaliście od  kultury, bohatersko „przywracającym” media społeczeństwu… Gwoli prawdy, tu przynajmniej jego misja w Brukseli jest posunięciem racjonalnym. Co niektórzy złośliwcy sugerowali, że ów pan o znanym dzieciom ze szkoły nazwisku, bywa „znietrzeźwiony”. Oczywiście zapewne są to pomówienia, ale jakby w nich była jakaś cząstka prawdy, to do Europarlamentu taka osoba nadaje się nadzwyczajnie. Na trzeźwo bowiem, ciężko jest słuchać tego, co tam wygadują.

        No i bym zapomniał o sześciu mandatach ugrupowania, od którego odcina się zarówno „Uśmiechnięta koalicja”, jak i Zjednoczeni Prawi. Tu warto zwrócić uwagę na sukces Pierwszego Gaśnicowego RP. Warto, bo jak się okazuje, oddanie się w opiekę św. Floriana popłaca. A to znaczy ni mniej, ni więcej, że jednak jakiś Transcendent istnieje i czasem nawet w naszych ziemskich sprawach interweniuje. To nieomylny znak dla niedowiarków, że warto wierzyć i zapowiedź złych czasów dla pospolitych ateuszy, którzy się ostatnio w przestrzeni publicznej mnożą. Cóż sześć mandatów kontrrewolucji nie wywoła, ale na początek dobre i to. Zawsze to kilka głosów rozsądku w Eurokołchozie. A czy co z tego będzie, to się jeszcze zobaczy.

Zatem szału nie ma, ale w tych trudnych czasach trzeba się cieszyć z małych rzeczy i modlić, aby  Opatrzność pomogła w dużych. Amen.

                                                                     Czerniawa

Tagi: ,