„Faszyzm” jest dobry na wszystko

Ach, „wielkie święto dziś u Gucia!” - bo na Okęciu wylądował Dreamliner, pierwszy z ośmiu zakupionych przez PLL „Lot”. Nie tylko wylądował, ale w dodatku „nie stwierdzono” w nim żadnych śladów trotylu, podobnie jak na szczątkach samolotu, co to uległ katastrofie pod Smoleńskiem. Bo teraz światło już oddzielone jest od ciemności ostatecznie i nieodwołalnie: żadnego trotylu nigdzie nie było i n’en parlons plus tym bardziej, że mamy większe zmartwienia, niż jakiś tam trotyl, którego wszak „nie było” podobnie jak „nie ma” Wojskowych Służb Informacyjnych, izraelskiej broni jądrowej, no i przede wszystkim - Boga i sprawiedliwości. Od 11 listopada mamy bowiem większe zmartwienie, a właściwie nie tyle zmartwienie, co zadanie. Jest Stanisław Michalkiewiczmianowicie rozkaz, żeby walczyć z „faszyzmem”, który w naszym nieszczęśliwym kraju „podnosi głowę” za sprawą Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej, które 11 listopada zorganizowały Marsz Niepodległości. Ale chociaż są nowe rozkazy i już z nowym wrogiem nasz mniej wartościowy naród tubylczy toczy walkę, to - można powiedzieć - na szczęśliwe zakończenie afery trotylowej, swego rodzaju kropkę nad „i” po orgazmie zwycięstwa, w Radio Zet nasza „Stokrotka” przeprowadziła, jak czekista z czekistą, rozmowę z generałem Gromosławem Czempińskim. Najwyraźniej na generale nie ciążą już żadne podejrzenia po ubiegłorocznym zatrzymaniu przez CBA pod zarzutami korupcyjnymi, bo „Stokrotka”, zgodnie z instrukcją dla śledczych SB, rozpoczyna rozmowę od tematów lżejszych, żeby spięty delikwent oswoił się z sytuacją, rozluźnił, a dopiero kiedy się rozluźni - znienacka przejść do rzeczy właściwej. Zatem - najpierw ploty o erotycznych skandalach w razwiedce - oczywiście nie naszej, skądże znowu; w naszej razwiedce wiadomo: purytanizm i jeśli nawet agent z agentką pobaraszkują, to obowiązkowo pod nadzorem organizacji partyjnej - tylko o erotycznych skandalach w razwiedce amerykańskiej. I kiedy generał już się rozkrochmalił, „Stokrotka” ni stąd, ni zowąd podsuwa mu pod nos trotyl w samolocie. I co Państwo powiecie? Nawet generał Czempiński, który przecież z niejednego komina wygartywał, najwyraźniej został zaskoczony. Jakże inaczej tłumaczyć takie oto wynurzenia, że chociaż, ma się rozumieć, jakakolwiek obecność trotylu we wraku samolotu jest „niemożliwa”, to w dodatku również umieszczenie bomby na pokładzie Tupolewa też jest niemożliwe, bo taką bombę mogłaby ewentualnie umieścić, „osoba, która znakomicie zna procedury nasze w tym zakresie”. Ano właśnie! Z obfitości serca usta mówią! Jeśli w ogóle był zamach, to niewątpliwie bombę musiałaby umieścić w samolocie taka właśnie osoba. No a któż „znakomicie zna procedury nasze w tym zakresie”, jeśli nie funkcjonariusze razwiedki, której, jak wiadomo, „nie ma”? Już Rzymianie martwili się o to, kto upilnuje strażników. Ale to jeszcze nic, bo w dalszej części rozmowy generał Czempiński szczerze daje wyraz niepokojowi serca gorejącego: „Kaczyński mówi, że wie; jak można wiedzieć i nic nie robić w tej sprawie? Nie można nas wszystkich trzymać, że tak powiem, w przekonaniu, że on wie i że ma dowody na to.” Ano, niewątpliwie trzymanie „nas wszystkich” w takiej niepewności - czy mianowicie ma jakieś dowody, czy tylko tak straszy - musi być trochę denerwujące i pewnie stąd u generała taki brak panowania nad zaimkami, niczym u pana redaktora Blumsztajna, który w przeddzień 11 listopada dramatycznie wołał na łamach „Gazety Wyborczej”, że „ukradli nam święto i chcą ukraść Polskę!” Zatem „nas wszystkich” - to znaczy - konkretnie kogo? Czyżby „osoby, które znakomicie znają procedury nasze w tym zakresie”? Ach najwyższy czas, by rzecznik prokuratury, pan Ślepokura uspokoił te „osoby” przy pomocy formuły, iż odlot prezydenckiego samolotu 10 kwietnia 2010 roku z Warszawy odbył się „bez udziału osób trzecich” to znaczy - że nie ma już ani jednego świadka, który by coś widział. Być może dojdziemy i do tego, ale oczywiście - z zachowaniem hierarchii, toteż procedura „uspokajania” rozpoczęła się od pana prezydenta. Po rozmowie z panem generalnym prokuratorem Andrzejem Seremetem pan prezydent uznał jego wyjaśnienia za „uspokajające i wyczerpujące”. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak fala „uspokojenia” po szczeblach hierarchii dotrze i do Salonu, a nawet - do konfidentów. A najwyższy czas po temu, bo - jak wspomniałem - są już nowe rozkazy w sprawie nieubłaganej walki z „faszyzmem”. Jestem przekonany, że ta walka z „faszyzmem” wpisuje się w ogólny scenariusz pacyfikacji mniej wartościowego narodu tubylczego zarówno w obliczu nadciągającego kryzysu, jak i ewentualnego rozpoczęcia realizacji scenariusza rozbiorowego, dostarczając naszym okupantom, a zwłaszcza ich mocodawcom, wygodnego alibi. Widać to po reakcji Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a więc partii, której trzon stanowią starzy sowieccy kolaboranci. Po odwróceniu sojuszów, SLD wydawał się trochę zagubiony, niczym samuraj bez pana, ale teraz ustami swego sekretarza generalnego zapowiedział złożenie wniosku o delegalizację ONR i Młodzieży Wszechpolskiej. Najwyraźniej już wie, kto będzie naszym nowym „sojusznikiem”, któremu trzeba się nastręczyć w charakterze nadzorcy mniej wartościowego narodu tubylczego. Skoro tak było za czasów sowieckich, to dlaczego nie może tak być w Żydolandzie? Ktoś przecież musi pełnić rolę pośrednika, między szlachtą jerozolimską, a tubylczym plebsem, a któż lepiej nadaje się na takiego folksdojcza, jeśli nie Sojusz Lewicy Demokratycznej? Najwyraźniej wszyscy to rozumieją - o czym świadczy deklaracja biłgorajskiego filozofa Janusza Palikota, prezydującego swojej dziwnie osobliwej sejmowej trzódce - że 17 listopada połączy się z SLD we wspólnej walce przeciwko „faszyzmowi”. „Razem dla Europy przeciwko faszyzmowi” - takie hasło ma być wypisane na sztandarze, pod którym Leszek Miller będzie się fraternizował z „naćpaną hołotą” - jak niedawno jeszcze określał osobliwą trzódkę biłgorajskiego filozofa. Jeszcze się trochę wstydzą afiszować z Izraelem i stąd ta „Europa” - ale to kwestia czasu i kto wie, czy biłgorajski filozof nie zdecyduje się nawet na niewielki zabieg chirurgiczny? Jak się okazuje - „faszyzm” jest dobry na wszystko - bo dzięki „faszystom” można się również w mgnieniu oka politycznie wyleczyć. Oto z uwagi na to, iż w komitecie poparcia Marszu Niepodległości jest m.in. prezes USOPAŁ Jan Kobylański, z komitetu wycofał się piosenkarz Paweł Kukiz, zaraz zresztą wynagrodzony emisją w państwowym radiu swojej pełnej rezygnacji piosenki: „bo tutaj jest jak jest; po prostu i ty dobrze o tym wiesz”, pan red. Sakiewicz swoje uczestnictwo „zawiesił”, zaś politycy Prawa i Sprawiedliwości ostentacyjnie się „odcięli”. Okazuje się, że przy pomocy takiego prostego testu można sprawdzić odwagę kandydatów na płomiennych przywódców naszego mniej wartościowego narodu tubylczego. Ledwie pan redaktor Michnik z daleka pogrozi im widmem oskarżenia o „antysemityzm” - a już gotowi są posłusznie skakać przed nim z gałęzi na gałąź. Myślę zresztą, że nie tylko tradycyjne tchórzostwo naszych Umiłowanych Przywódców wchodzi tu w grę - bo na tym przykładzie widać wyraźnie, że podstawowa troska antagonistycznych zdawałoby się ugrupowań, które na pozór utopiłyby się w łyżce wody, to znaczy - Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości jest taka sama - żeby nie powstała żadna konkurencyjna wobec nich alternatywa polityczna. W tej sytuacji wypada zgodzić się z pobożnym ministrem Jarosławem Gowinem, który twierdzi, że dopóki PiS trzyma monopol na patriotyzm, dopóty „nic nam nie grozi”. Najwyraźniej i on dlaczegoś nie panuje nad zaimkami - być może z radości, albo i ze szczerości. Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Źródło: www.michalkiewicz.plStanisław Michalkiewicz