O polskim wojsku i nie tylko...

 W październiku tego roku minie 49 lat, gdy w jednym z dywizjonów brygady rakietowej na Pomorzu – jako żołnierz z obowiązkowego wówczas poboru zdałem mundur, broń i powierzony mi sprzęt, a w swojej Książeczce wojskowej uzyskałem oczekiwany wpis: „Przeniesiony do rezerwy”. Dlaczego o tym wspominam dziś – po prawie półwiekowym upływie czasu... Otóż w najbardziej pesymistycznych wyobrażeniach nie przypuszczałem, że pod adresem współczesnych naszych żołnierzy i funkcjonariuszy strzegących granic naszej nareszcie wolnej i niepodległej Ojczyzny padną słowa tak obelżywe, nieprawdziwe i niesprawiedliwe, że nawet nie wypada ich tutaj przytaczać. Słowa, na które przysłowiowy nóż się w kieszeni otwiera. I to wypowiedziane przez ludzi, których nazwisk tylko przez litość i współczucie nie wymienię. Słowa, które zabolały mnie bardzo, pomimo tak odległego upływu czasu jaki upłynął od dwóch lat mojej  służby wojskowej. Lat, których nigdy nie uważałem za przerwę w życiorysie, pomimo poniesionego trudu, potu na ćwiczeniach, twardej dyscypliny i długiej rozłąki z bliskimi.  Bo niespotykany gdzie indziej etos służby wojskowej pozostaje w niejednym sercu już na zawsze...  I za niewłaściwe pociągnięcie uważam likwidację obowiązkowej służby wojskowej dla wszystkich zdolnych do tego młodych ludzi,  ponieważ przyszło nam żyć w kraju, w którym każdy zdrowy na ciele i umyśle człowiek powinien umieć bronią się posłużyć aby tego kraju bronić, mając  przy tym świadomość że broni  nie tylko siebie, ale i swoich  najbliższych. Bo nie ma większej miłości od tej...

            Wojsko już od zawsze było w naszej Ojczyźnie otaczane szacunkiem i poważaniem  nie tylko z uwagi na jakże ważną rolę jaką ma do spełnienia, ale i na wielowiekowe tradycje mające swoje źródło na tylu polach bitewnych Polski i Europy. Wystarczy wspomnieć chociażby Chocim, Wiedeń,  Somosierrę, rok 1920-y, czy Monte Cassino. A kto nie umie czy nie chce szanować własnych żołnierzy – wcześniej czy później będzie lizał buty  najeźdźcy i okupanta,  a kogo nie stać dziś na utrzymanie i wyżywienie własnego wojska – dość prędko będzie karmił i utrzymywał armie wroga. Tak było zawsze  i nic nie wskazuje, aby teraz miało być inaczej.   

            A żołnierz polski zasługuje na cześć i szacunek, bez względu na to czy służył on w armii Napoleona, Królestwa Polskiego zależnego od rosyjskiego zaborcy, szeregach Ludowego Wojska w czasach PRL-u, czy dziś – kiedy  Ojczyzna jest wolna i niepodległa. Jeszcze jest...  Bo zawsze miał w sercu ojczystą polską ziemię dla której nie szczędził krwi ani życia, nawet jeżeli przyszło mu służyć pod obcą komendą. I niech będzie mi wolno posłużyć się choćby jednym tylko przykładem: żołnierzy 4-go Pułku Piechoty Liniowej Królestwa Polskiego którzy byli ulubieńcami samego Wielkiego Księcia Konstantego a przy tym niezrównanymi mistrzami w walce na bagnety. Gdy wybuchło powstanie listopadowe, bez wahania stanęli przeciw zaborcy do walki o odzyskanie wolności  Ojczyzny, a ich pogarda dla nieprzyjaciela była tak wielka, że w bitwie pod Olszynką strząsnęli nawet proch z panewek karabinów aby uniemożliwić oddanie strzału – bo na Moskala szkoda nawet prochu... Wspomnieniem  tamtych dni jest jakże wymowny wiersz napisany przez niemieckiego poetę Juliusa Mosena a przetłumaczony na język polski przez Jana Nepomucena Kamińskiego, zaczynający się od słów: „Tysiąc walecznych opuszcza Warszawę”.  Warto poznać jego treść lub posłuchać jego muzycznej interpretacji jako jednej z naszych pieśni patriotycznych...

            Wypada jeszcze dodać, że gdyby w czasach mojej służby wojskowej – przyszło komuś do głowy w przypływie niebywałego chamstwa i cynizmu, wyzywać polskie wojsko od psów i śmieci – z całą pewnością resztki swojego sztucznego uzębienia musiałby zbierać później po ulicy... 

                                                                Józef Kosiarski – Rezerwa Jesień 72

 

 

 

Tagi: ,