Chytra baba z Radomia zostanie premierem. Od zakompleksionej lekarki do szefa rządu

 Chytra baba z Radomia zostanie premierem. Od zakompleksionej lekarki do szefa rządu - niezalezna.pl

foto: Zbyszek Kaczmarek/Gazeta Polska

Poniedziałek rano. Przyjeżdża minister. Zwołuje dyrektorów departamentów, pyta, czy są postępy. Tych oczywiście, jak zwykle, nie ma, bo resort od dłuższego czasu funkcjonuje fatalnie. Minister w spazmatycznym geście pada na fotel. Płacze. Spazmuje. Trzeba ją długo uspokajać – tak opisują działanie Ministerstwa Zdrowia osoby, które miały okazję pracować z Ewą Kopacz. – Wymyśliła ona nieznany do tej pory rodzaj zarządzania. Zarządzanie przez histerię – wspomina jedna z nich.

- Z jednej strony kariera Ewy Kopacz to klasyka – polityk mozolnie pnie się po kolejnych szczeblach, następują dalsze awanse. To, że nie  było tu jakiegoś cudownego skoku, jak w wypadku innych polityków, oceniam pozytywnie. Jednak z drugiej strony mam zarazem wrażenie, że sukcesy Ewy Kopacz to efekt narastających napięć i konfliktów wewnątrz PO. Donald Tusk, przymykając oczy na merytoryczne niedoskonałości polityków, stawia przede wszystkim na tych, którzy będą mu wierni – ocenia dr hab. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Dodaje zarazem, że – paradoksalnie – Ewie Kopacz było łatwiej się wybić, ponieważ drogę polityczną rozpoczynała w małej miejscowości, a nie w aglomeracji.

Autobusy pielęgniarek

Ewa Bożena Kopacz, z domu Lis, urodziła się 3 grudnia 1956 r. w Skaryszewie, wychowała zaś w Radomiu. W 1981 r. ukończyła Wydział Lekarski Akademii Medycznej w Lublinie. Następnie rozpoczęła praktykę w Szydłowcu, do roku 2001 kierowała tamtejszym Zakładem Opieki Zdrowotnej.

Czy rządy Ewy Kopacz były korzystne dla szydłowieckiego zoz? W 2007 r. „Gazeta Polska” informowała, żeobecna marszałek sejmu zadłużyła gminę i kierowaną przez siebie placówkę na ponad 3 mln zł.Kiedy sprawa wyszła na jaw, Kopacz była już posłem. I tłumaczyła, że „zadłużenie zoz w Szydłowcu w niczym nie różniło się od zadłużeń prawie wszystkich placówek w Polsce”.

Może zastanawiać, jak skromna – według tych, którzy wówczas ją znali – mocno zakompleksiona lekarka dostała się do parlamentu. Pierwszą próbkę swoich politycznych zdolności, a zarazem bezwzględności, pokazała w 1997 r. Wtedy to do władzy doszły AWS i Unia Wolności. Kopacz postanowiła zdobyć pozycję w UW. Na zebranie założycielskie do Szydłowca, w którym przedstawicieli UW było niewielu, ściągnęła kilkadziesiąt pielęgniarek. Szef radomskiej kampanii wyborczej UW, mec. Borysław Szlanta, rekomendował ją na szefa szydłowieckiej struktury.

Jak mu się wywdzięczyła? Kilka tygodni później odbyła się konwencja wyborcza UW dla całego województwa. Kopacz umówiła się ze Szlantą, że zgłosi go na szefa regionu. Formalnie zgłosiła. Jednak zarazem znowu przywiozła wynajętym autokarem ze czterdzieści szydłowieckich pielęgniarek.Szlanta przegrał z Kopacz kilkoma głosami. – Taki pragmatyzm i brak granic etycznych w partii pełnej idealistów to była dla mnie zupełna nowość – oceniał w 2008 r. Szlanta w rozmowie z „Dziennikiem”.

Kopacz kierowała strukturami UW w województwie radomskim do 2001 r. Była też radną Sejmiku Mazowieckiego.

Pragmatyzmem wykazywała się już wcześniej.
 – Kiedy chciała zostać szefem ośrodka zdrowia w Orońsku, flirtowała z PSL, bo to wówczas zależało od wojewody – opowiada "Gazecie Polskiej" jeden z byłych ludowców. – Do partii się ostatecznie nie zapisała. Tylko płynnie poniosło ją do UW – dodaje.

Skłócanie środowiska medycznego

Z UW przeszła do PO, z ramienia tej partii uzyskała mandat poselski. Jak opowiada jeden z informatorów "Gazety Polskiej", jej przyjaźń z Tuskiem rozpoczęła się od tego, że pomogła mu, kiedy jego matka i siostra miały kłopoty zdrowotne. – Jednak za rządów SLD Kopacz nadal była taką szarą myszką, a jeśli chodzi o sprawy związane ze zdrowiem, pierwsze skrzypce w PO grała Elżbieta Radziszewska. To ona, a nie Kopacz, brała udział w negocjacjach, kiedy miała powstać koalicja PO–PiS – opowiada "GP" jeden z polityków. I dodaje, że kiedy powstał rząd PiS–LPR–Samoobrona, a PO jako opozycja miała dostać stanowisko przewodniczącego sejmowej Komisji Zdrowia, między Radziszewską a Kopacz doszło do awantury.

– Nie wiem, dlaczego finalnie to Kopacz została szefem komisji. Być może chodziło o to, że Radziszewska była mocno związana z Janem Rokitą, a to mogło nie podobać się Tuskowi – snuje domysły informator "Gazety Polskiej".

Czym wsławiła się Kopacz jako przewodnicząca komisji? Maria Ochman, przewodnicząca Solidarności Służby Zdrowia, wspomina, że gdy w 2007 r. przed KPRM pikietowało białe miasteczko, Ewa Kopacz była tam częstym gościem – przynosiła pielęgniarkom kanapki, a także lekarstwa dla Doroty Gardias, jednej z organizatorek protestu. – Chodziło o to, by podwyżki, przyznane służbie zdrowia przez rząd PiS, nie były jednorazowe, ale na stałe weszły do podstawy wynagrodzeń. Związkowcy postanowili zanieść petycję do premiera, niestety, nie było go wtedy w Warszawie. Wówczas okazało się, że Związek Pielęgniarek i Położnych jest przygotowany na okupację KPRM, o czym my, Solidarność, nie wiedzieliśmy. W Kancelarii Premiera powstało zamieszanie, bo kiedy jej ówczesny szef Mariusz Błaszczak powiedział, że premiera nie ma, postanowiliśmy na niego zaczekać. Od razu pojawiła się tam Ewa Kopacz, która głośno zapewniała, że jak PO obejmie władzę, to służba 
zdrowia nie będzie musiała protestować – opowiada działaczka. I dodaje, że kiedy Kopacz została ministrem, zaproponowała Gardias tekę wiceministra. Ta jednak odmówiła pod presją swojego środowiska (kilka lat później Gardias politycznie związała się z SLD, a następnie z Twoim Ruchem – przyp. red.).

Ochman zaznacza także, że rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim doszły do skutku. – Przedstawiciele Solidarności, OPZZ i samorządów medycznych pojechali spotkać się z nim w Centrum Dialogu, a Gardias i jej pielęgniarki zostały w KPRM. Taki był scenariusz polityczny. Główni aktorzy, politycy PO i SLD, praktycznie nie wychodzili z białego miasteczka – wspomina.

Działaczka Solidarności dodaje, że Kopacz od dłuższego czasu starała się rozbijać jedność środowiska medycznego. – Jako minister zdrowia chciała, by szpitale, które dostaną większy kontrakt z NFZ, 40 proc. nadwyżki przeznaczały na wynagrodzenie dla pracowników. Z tego 75 proc. miało przypaść pielęgniarkom. To był rewanż za białe miasteczko. Ale podobnie jak inne obietnice Kopacz, także ta pozostała niezrealizowana. Np. w grudniu 2008 r. na posiedzeniu komisji trójstronnej obiecywała, że będzie bronić Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Oczywiście nic z tego nie wyszło – mówi Ochman.

Pewnych rzeczy Religa nie wybaczył

Nawet osoby wrogie Kopacz wspominają jednak, że jako przewodnicząca Komisji Zdrowia Kopacz była wyjątkowo sprawna. Zarazem jednak dodają, że już wtedy wsławiła się tym, że działa bardzo emocjonalnie. – To dało się odczuć w momencie, kiedy została ministrem. Wtedy na komisjach pojawiała się rzadko, a jej nerwowość osiągnęła zenit. Chyba nie wytrzymała ciśnienia – ocenia jeden z opozycyjnych polityków.

A Czesław Hoc, poseł PiS, wspomina, że w czasach, kiedy Kopacz była przewodniczącą Komisji Zdrowia, bardzo agresywnie zachowywała się wobec ówczesnego ministra zdrowia, śp. Zbigniewa Religi. To samo mówią osoby związane z ministerstwem. – Religa był szarmancki w stosunku do kobiet, wiele rzeczy był w stanie znieść. Jednak Kopacz określiła go kiedyś mianem „leniwego”. A nie było chyba bardziej pracowitego ministra. On się tym tak przejął, tak to zapamiętał, że kiedy nastąpiła zmiana władzy, Religa nie chciał się spotkać z Kopacz. Resort zdrowia musiał jej zdawać Bolesław Piecha – mówi informator "Gazety Polskiej".

Jakim ministrem zdrowia była Ewa Kopacz? – Wobec kobiet należy zachować takt, dlatego ograniczę się do przytoczenia pewnych faktów – mówi Hoc. – W 2008 r. Ewa Kopacz określiła posłów opozycji mianem „hien cmentarnych i szubrawców”, sugerując, że na dramatycznej sytuacji w służbie zdrowia chcemy zbić kapitał polityczny. Nie została zresztą za to ukarana – opowiada. – Zostałem przez Kopacz podany do Komisji Etyki Poselskiej, ponieważ stwierdziłem, że po oddaniu resortu zdrowia zapewniła swoim pracownikom łącznie 5 mln zł premii, co było faktem. Natomiast, niezgodność polegała na tym, że uczyniła to w okresie czterech lat swoich rządów jako minister zdrowia – dodaje.

– Do najgorszych pomysłów, na jakie wpadła Ewa Kopacz jako minister zdrowia, należą bez wątpienia ustawa refundacyjna i idea prywatyzacji i komercjalizacji Zakładów Opieki 
Zdrowotnej

 – uważa z kolei europoseł PiS Bolesław Piecha. – Prywatyzacja i komercjalizacja doprowadzą do tego, że zadłużone placówki, działając według praw rynku, będą prawdopodobnie wyprzedawać swój majątek, co odbędzie się ze szkodą dla tych jednostek. W efekcie służba zdrowia coraz bardziej zaczyna przypominać biznes, w którym nie liczy się pacjent, lecz zysk. Z uporaniem się ze skutkami tych pomysłów każdy następny rząd będzie miał poważne problemy – dodaje. 

Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz podkreśla z kolei, że Kopacz była lepszym ministrem niż jej następca. – Do niej czasem coś ze strony środowiska lekarskiego docierało, natomiast Bartosz Arłukowicz jest całkowicie zaimpregnowany na argumenty. Poza tym to dzięki niej udało się zdobyć np. fundusze unijne na szkolenia dla lekarzy z kompetencji miękkich. Jeden z jej doradców, prof. Roman Danielewicz, był bardzo dobrym zarządzającym w sprawach nauki i szkolnictwa kadr medycznych– opowiada. I podkreśla, że w pierwszym okresie swojej pracy Kopacz zachowywała się tak, jakby bała się samorządu lekarskiego. Dopiero później przekonała się, że te rozmowy są przydatne.  Do jej minusów należy z pewnością oddanie ustawy refundacyjnej w niewłaściwe ręce. Ponadto nie poparła lekarzy, kiedy chcieli, by w Polsce wprowadzono szwedzki system odszkodowań, czyli taki, który zakłada, że odszkodowania są wypłacane automatycznie, bez orzekania o winie. Z tego zrobiła się jakaś karykatura – dodaje Hamankiewicz.

Autor: Magdalena Michalska

Więcej w tygodniku „Gazeta Polska”