Szczebel – największe wyzwanie. Nocny marsz śladami generała Nila

W drugiej edycji ekstremalnego marszu „Śladami generała Nila - od zmierzchu do świtu” wystartowało ponad stu zawodników i zawodniczek. Impreza odbyła się w nocy z 5 na 6 września w Beskidach.
Zorganizowali ją komandosi z Jednostki Wojskowej NIL dla uczczenia pamięci swojego patrona, twórcy i pierwszego dowódcy Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej. Zgłoszenia do imprezy nadesłało 130 osób, jednak na starcie marszu stanęło w sumie 107 śmiałków, wśród których było 101 mężczyzn i 6 kobiet. Wśród uczestników nocnego maratonu byli m.in. żołnierze jednostek specjalnych, przedstawiciele innych służb mundurowych, studenci uczelni wojskowych oraz fani specjalistów z całego kraju. Wielu z nich to doświadczeni biegacze, którzy na marszu pojawili się po raz drugi. - Organizując marsz, kultywujemy nasze tradycje wojskowe. Jednostka NIL związana jest z tradycjami AK, dziedziczymy tradycje Kedywu. Spotkaliśmy się w Beskidach, bo w tym rejonie ugrupowanie AK Murawa prowadziło zacięte walki z hitlerowcami - mówi płk Mirosław Krupa, dowódca JW NIL. Tuż przed rozpoczęciem biegu dowódca jednostki wraz z oficerami złożyli kwiaty pod obeliskiem upamiętniającym żołnierzy AK, którzy zginęli w walce z niemieckim okupantem. W tym roku krakowscy komandosi zdecydowali się na wydłużenie dystansu z 35 do 50 kilometrów oraz wprowadzenie większej ilości wzniesień i przewyższeń, co bardzo mocno utrudniało pokonywanie całej trasy. Niektóre jej odcinki wykorzystywane są przy selekcji kandydatów do NIL-u. Największym wyzwaniem było zdobycie góry Szczebel (997 m n.p.m.), do której docierano dopiero po przebyciu 20 kilometrów. Start usytuowano na Suchej Polanie niedaleko Myślenic, a metę w Porębie. Uczestnicy wyruszyli o zachodzie słońca, dokładnie o godzinie 19:14. Ich zadaniem było zameldowanie się na mecie przed astronomicznym świtem, czyli godziną 5:56 rano. Zawodnicy i zawodniczki zmierzyli się z nocnym chłodem (temperatura powietrza wynosiła około 5 stopni Celsjusza), stromymi podejściami, a przede wszystkim z ciemnościami. Momentami było naprawdę ślisko, a niektóre osoby gubiły się w lesie. Każdy uczestnik biorący udział w marszu musiał pojawić się w oznaczonych na mapie punktach, w trakcie pokonywania trasy nie przewidziano miejsca odpoczynku, nie było także przerwy na posiłek. Dodatkowo zawodnikom nie wolno było przyjmować wody od osób trzecich, wszyscy uczestnicy bazowali zatem na zabranych ze sobą napojach i batonach energetycznych. Biegacze otrzymali od organizatorów czerwone i zielone lighsticki. Zielone - po to, by uczestników zawodów odróżnić od przypadkowych ludzi, czerwone - by wezwać pomoc - instruktorów lub medyków jeżdżących po trasie na quadach. Nad bezpieczeństwem i zdrowiem biegaczy czuwało kilkunastu instruktorów z jednostki i ratownicy medyczni, którzy interweniowali w sumie kilka razy do niegroźnych urazów nóg i otarć naskórka. Finalnie do mety dotarło 80 osób. 17 zawodników nie zmieściło się w wyznaczonym czasie. Pierwsze miejsce wśród mężczyzn zdobył Maciej Nowak z czasem 5.51.13, kolejne miejsca zajęli: Daniel Bartoszek 6.04.37 i Maciej Leśniak 6.05.59. Wśród kobiet triumfowała Irmina Marczyk z wynikiem 9.23.28, za nią uplasowały się: Kinga Dura 9.57.14 i Julita Mirowska 11.54.00. 10 osób nie podołało wyzwaniu i zdecydowało o rezygnacji z kontynuowania marszu, nie docierając tym samym mety. - Obserwujemy zwiększone zainteresowanie marszem i liczymy na jeszcze większe grono jego uczestników w następnym roku - powiedział, gratulując motywacji i dziękując za uczestnictwo w imprezie, płk Krupa. Za heroiczną walkę wszyscy zawodnicy otrzymali od organizatorów medale oraz pamiątkowe koszulki. Impreza została organizowana w przeddzień święta JW NIL przypadającego na 6 września.

Autor: Klub Wojsk Specjalnych

Źródło: www.wojsko-polskie.pl