Książka, którą warto przeczytać. I trzeba…

 Przeglądając  jeden z ostatnich numerów opozycyjnych tygodników, moją uwagę zwróciła fotografia generała Władysława Andersa,  salutującego i przekazującego  sztandar polskiemu żołnierzowi w angielskim hełmie. A na następnej stronie interesujący tekst, nawiązujący do  nowego dzieła angielskiego historyka Normana Daviesa pod wymownym tytułem „Szlak nadziei”, poświęconego mało znanemu fragmentowi naszych dziejów związanym z gehenną  półtoramilionowej rzeszy polskich obywateli przymusowo  wysiedlonych ze wschodnich ziem Rzeczpospolitej zajętych przez Rosję sowiecką po zdradzieckiej napaści podczas tragicznego września 1939 roku i zesłanych na nieopisaną nędzę i wyniszczającą poniewierkę  w bezkresne azjatyckie obszary. Podobny los spotkał także około 250 tysięcy  naszych żołnierzy, którzy mieli nieszczęście dostać się wtedy do sowieckiej niewoli.  Gdy podobny artykuł znalazłem w jednym z ostatnich numerów „Gościa Niedzielnego”, stało się dla mnie oczywiste że o książkę tę warto się postarać.

W książce tej, opatrzonej wieloma fotografiami, autor przybliża czytelnikowi  te oraz  dalsze losy nielicznej części polskich zesłańców którym  udało się uniknąć sowieckiego „raju” dzięki niezłomnej postawie, heroicznej pracy i wysiłkom generała Andersa, aby ludzi tych uratować i przekazać  do wolnego świata.

Stało się to wówczas, kiedy jasnym już było, że rzekoma „amnestia”, której wszechwładny Stalin udzielił polskim zesłańcom,  jest tylko kolejnym wybiegiem dyktatora w celu pozyskania przychylności zachodnich sojuszników, a polskie oddziały powstałe w wyniku porozumienia generała Sikorskiego  z rządem sowieckim  miały być bez należytego wyszkolenia i zaopatrzenia rozproszone  jako „mięso armatnie” pomiędzy jednostki Armii Czerwonej. 

Treść książki została przez autora ubogacona fragmentami wzruszających niejednokrotnie  wspomnień samych zesłańców, którzy obdarci, wynędzniali i chorzy próbowali całymi tygodniami pokonywać setki i tysiące kilometrów aby za wszelką cenę dostać się do Andersa,  borykając się przy tym z nieludzkim sowieckim systemem. Jakże wielu z nich umierało w drodze z wyczerpania, zimna i głodu. Od niektórych wspomnień, zwłaszcza małych dzieci – mogą  „zwilgotnieć” oczy…

Jakże smutnym zjawiskiem jest fakt,  że ten niezwykle istotny fragment naszych dziejów, związany nie tylko  z losami polskich żołnierzy walczących z niemieckim okupantem po stronie zachodnich aliantów lecz także i cywilnej ludności,  pozostaje praktycznie nieznany dla zdecydowanej większości naszego współczesnego społeczeństwa. Bo przecież losy te, to nie tylko szkolenie, zaopatrywanie w prowiant, umundurowanie i broń  odradzającego się wówczas polskiego wojska oraz cały szlak bojowy bohaterskich żołnierzy 2. Korpusu Polskiego, wiodący przez Monte Cassino, Loreto, Ankonę i Bolonię. To także szeroka działalność  kulturalna i oświatowa, prowadzona wśród uratowanych zesłańców.  Chyba mało kto  dziś wie, że równolegle z tworzeniem obozów wojskowych, na obcej ziemi ówczesnej Persji czy Palestyny funkcjonowały polskie szkoły, działały teatry, kina, drukarnie w których wydawana była polska prasa: „Gazeta Polska”, „Głos Polski”, „Dziennik Żołnierza”, „Przez Lądy i Morza”, „Orzeł Biały”… Tworzyli tacy poeci i pisarze jak Marian Hemar, Feliks Konarski, Gustaw Herling-Grudziński, Melchior Wańkowicz…  

To była naprawdę miniatura wolnej Polski, istniejąca poza granicami kraju przez ostatnie lata II wojny światowej i jeszcze długo po jej zakończeniu. I nie tylko na obszarze Bliskiego Wschodu, ale nawet w południowej Afryce, Meksyku, czy dalekiej Australii i Nowej Zelandii…

Bo o ile zło i krzywdy wyrządzone naszej Ojczyźnie przez niemieckiego okupanta były upowszechniane w czasach PRL-u i są mniej lub bardziej znane naszemu obecnemu społeczeństwu, to cały ten ogrom nieszczęść jakie dotknęły nasz Naród ze strony Rosji sowieckiej, był przez długie dziesięciolecia skrzętnie ukrywany  przez tych którzy z jej nadania mienili się być władcami w naszym kraju. Czym była wówczas Rosja, jakże trafnie określił w swoich wspomnieniach dowódca  6. Dywizji Piechoty – pułkownik Klemens Rudnicki, kiedy jako jeden z ostatnich opuszczał statkiem przez Morze Kaspijskie tę  niesamowitą ziemię, pozostawiając na brzegu całe tony zaopatrzenia dostarczonego przez aliantów i przeznaczonego dla polskich żołnierzy,  a którego nie wolno im już było nawet zabrać bo przywłaszczyła je sobie Armia Czerwona: „…Gdyby mnie ktoś wówczas zapytał, jakie wrażenie o tej ziemi wryło mi się najbardziej w świadomość – odpowiedziałbym: nieludzkie kłamstwo, perfidne kłamstwo, które z kraju tego wygnało prawdę, zamieniło się w system, odebrało człowiekowi godność  i sponiewierało go, i zbrukało. Kłamali i kłamało wszyscy i wszystko od chwili gdy wstąpiłem w krąg tego systemu (…) aż do chwili, gdy skłamał Berling przy pożegnaniu, wiedząc iż obejmie teraz resztki naszego posiadania, piętrzące się w balach na przystani, i pocznie na kłamstwie budować sowiecko-polską armię pod wezwaniem Kościuszki. Z jakąż rozkoszą patrzyliśmy teraz na te znikające brzegi zakłamanej ziemi, płynąc z powrotem ku wolemu światu, do którego należeliśmy całą duszą…”  

Sądzę, że warto polecić tę kolejną pozycję w historyczno-literackim dorobku Normana Daviesa wszystkim, którzy czują jeszcze gdzieś w głębi serca tę dziwną i zastanawiającą więź z  tymi wszystkimi którzy w czasach związanych z ostatnią wojną światową za bycie Polakiem musieli płacić nieraz bardzo wysoką cenę.

                                                                                                              Józef Kosiarski

Tagi: ,